Jadalne?!
Oczywiście brzmi to jak coś obrzydliwego, ale nie warto ich tak na starcie przekreślać
Jako, że są dosyć „zwarte” i „mięsiste” idealnie nadają się do pieczenia.
Tak jak nie lubię chipsów z jarmużu (zawsze wychodzą mi przypalone i cienkie jak papier biblijny), to liście kalafiora po upieczeniu są przyjemnie chrupiące! Jeżeli nie posmakował Wam pieczony jarmuż, nie przekreślajcie od razu innych warzyw.
Jak wykorzystać takie liście? U mnie najlepiej sprawdzają się jako dodatek do zupy. Na przykład takiej (klik!).
Dlatego, może następnym razem zamiast ich wyrzucać, spróbujesz je upiec?
Jeżeli nie wiecie jak je dobrze przygotować,
Składniki:
-
- liście z jednego kalafiora
- oliwa z oliwek – ok. 1 łyżki
- sól, pieprz – spora szczypta
Przygotowanie:
Liście kalafiora opłucz i osusz.
Blaszkę wyłóż papierem do pieczenia. Rozłóż liście kalafiora, a następnie skrop oliwą i dopraw solą i pieprzem. Całość dokładnie wymieszaj, aby oliwa rozprowadziła się równomiernie po liściach.
Wstaw do nagrzanego piekarnika do 200 stopni. Piecz około 15-20 minut*, najlepiej przemieszaj je na 5 minut przed końcem pieczenia.
*Czas pieczenia będzie w znacznym stopniu uzależniony od wielkości liści. Jeżeli będą one w większych kawałkach, być czas pieczenia może się wydłużyć. Pamiętajcie, mają wyjść złote i chrupiące. Jeżeli będą blade i miękkie – potrzymajcie je jeszcze chwilkę. Gdy będą zwęglone – too late, może następnym razem pójdzie lepiej 😉
Takie liście idealnie nadają się do zupy kalafiorowej. W wersji rozszerzonej dodajemy inne, ulubione przyprawy.
Smacznego!
A może już je próbowaliście? Smakowały Wam?
Pozdrawiam, Fasolka.
PS. Jak już odpaliliście piekarnik, to na drugiej blaszce upieczcie ciecierzycę! 😉